Jak słusznie zauważyła kiedyś Wisława Szymborska, „ludzkość powzięła w stosunku do przyrody mnóstwo uchwał estetycznych, a także moralnych. Z moralnych już powoli się wycofuje, ale z estetycznych zrezygnować jej ciężko.”
I chociaż słowa te padły w kontekście gąsienic i motyli, które na daleką północ raczej się nie zapuszczają, tam też żyją zwierzęta powszechnie uznawane za piękne oraz takie, których uroda i maniery niełatwo znajdują amatorów. Zwierzęta zwaliste, wzdęte, kostropate i niezdarne. Jednym słowem, morsy. Lecz choć zaskakująca powierzchowność morsów niewątpliwie robi wrażenie, to nie jej zawdzięczają one miejsce w arktycznej lidze mistrzów.
Mors (Odobenus rosmarus) to gatunek drapieżnego, płetwonogiego ssaka morskiego z rodziny morsowatych. Nazwy rosmarus po raz pierwszy oficjalnie użył szwedzki uczony Olaus Magnus, który tak właśnie podpisał przejaskrawiony nieco wizerunek morsa, zdobiący jego kartograficzne arcydzieło, czyli wydaną w 1539 roku morską mapę północnej Europy. Warto dodać, że Olaus Magnus, wypędzony ze Szwecji z racji niepopularnych wówczas przekonań religijnych, pracował nad swoją mapą w Gdańsku i właśnie temu miastu miał ją ponoć zadedykować. Dwa wieki później inny Szwed, Karol Linneusz, połączył określenie rosmarus z pochodzącym z Greki zlepkiem odobenus, tworząc w ten sposób obowiązującą do dziś dwuczłonową nazwę gatunkową, która w wolnym tłumaczeniu oznacza chodzącego na zębach konia morskiego. Ładnie, prawda? Aż żal bierze, że potocznie nazywa się go po prostu morsem.
Wydana w 1539 roku Carta Marina, czyli morska mapa północnej Europy, ozdobiona została przez autora dziesiątkami rycin przedstawiających m.in. zamieszkujący ten rejon zwierzęta. Wśród nich znalazł się oczywiście i mors. Olaus Magnus, Carta Marina (domena publiczna)
Ilustrując swoje dzieło, Olaus Magnus uzupełniał nieuchronne luki w wiedzy wytworami własnej wyobraźni. W efekcie, jego mors dzikością przyćmiewa nawet uwiecznionego nieopodal smoka. Olaus Magnus, Carta Marina – fragment (domena publiczna)
Bogaty i nad wyraz kompletny zapis kopalny wyraźnie świadczy o tym, że rodzina morsowatych mogła się kiedyś poszczycić sporą różnorodnością gatunkową. Próbę czasu przetrwał jednak tylko jeden z tych gatunków. Dzisiejsze morsy są zatem, dosłownie i w przenośni, jedyne w swoim rodzaju.
Wszystko wskazuje też na to, że przodkowie tych zwierząt, uchodzących przecież za symbol Arktyki, wiedli swoje morsie życie w tropikach, a na daleką północ trafili w wyniku skomplikowanego splotu wydarzeń, którego naukowcom wciąż nie udało się rozwikłać. Dziś morsów darmo szukać poza północną strefą podbiegunową, a i tam występują tylko miejscami. Nie każdy zakątek Arktyki nadaje się bowiem na lokum dla morsa, bo albo woda zbyt głęboka, albo dno nie takie, albo brzeg nie dość łagodny, albo lodu mało. Tereny faktycznie zamieszkiwane przez morsy są więc rozrzucone po całej okolicy i choć wszystkie wybrane zostały według tego samego klucza, bo środowiskowe upodobania morsów zakodowane zostały najwyraźniej na poziomie gatunkowym, to jednak – z punktu widzenia genetyki – mors morsowi nierówny.
Morsy nie osiedlają się byle gdzie. Preferują płytkie wody przybrzeżne o mulistym dnie, odpowiedniej ilości lodu morskiego i niezbyt stromych brzegach. © Christopher Michel (CC BY 2.0)
Wśród dzisiejszych morsów wyróżnia się dwa odrębne podgatunki, odizolowane od siebie geograficznie i rozrodczo. Mors atlantycki (Odobenus rosmarus rosmarus) zamieszkuje, jak sama nazwa wskazuje, północne rejony Atlantyku, od północno-wschodnich krańców Kanady po rosyjski archipelag Nowej Ziemi. To właśnie na ten podgatunek natknąć się można na Svalbardzie. Mors pacyficzny (Odobenus rosmarus divergens) występuje natomiast w rejonie Cieśniny Beringa, łączącej Pacyfik z Oceanem Arktycznym, u wybrzeży Rosji i Alaski. Przedstawicieli obu podgatunków więcej łączy niż dzieli, od razu widać jednak, że morsy pacyficzne wszystko mają większe, od masy ciała i długości kłów poczynając, na liczebności stad i całej populacji kończąc. Najnowsze szacunki, prowadzone głównie w oparciu o zdjęcia satelitarne, wskazują, że populacja morsów pacyficznych liczy obecnie ponad 200 000 osobników. Tych drugich jest z grubsza 10 razy mniej, do czego w dużym stopniu przyczynił się człowiek.
Najbardziej charakterystyczną cechą morsa są jego imponujące gabaryty. Na Svalbardzie, dorosłe samce potrafią mierzyć 3,5 metra i ważyć nawet 1,5 tony, czyli ponad dwa razy więcej niż najroślejszy niedźwiedź polarny. A przecież mors atlantycki to ten mniejszy! Skąd więc bierze się tyle morsa w morsie? Głównym czynnikiem odpowiedzialnym za jego obfite kształty jest tłuszcz, który chroni zwierzę przed wychłodzeniem. A że morsy spędzają większość życia w lodowatej wodzie, gdzie tracą ciepło 27 razy szybciej niż na lądzie, to i warstwa izolacyjna musi być odpowiednia. Dobrze odżywione osobniki noszą pod grubą na 4 cm skórą, blisko 10-centymetrowej grubości tłuszczowy skafander, który waży nawet kilkaset kilogramów. Z troski o komfort termiczny morsa, ewolucja pozbawiła go również wszelkich niepotrzebnych wypustek, co z jednej strony dodatkowo zmniejszyło utratę ciepła (poprzez redukcję stosunku powierzchni ciała do jego masy), a z drugiej uczyniło z morsa jeszcze wytrawniejszego pływaka, dając mu bardziej opływowe kształty. Co ciekawe, ewolucyjna konieczność usunięcia wypustek sprawiła, że mniejsze samce można odróżnić od większych samic tylko w porze godowej, bo poza nią atrybuty morsiej męskości ukryte są przed chłodem wewnątrz ich ciał. A mają co tam chować. Bakulum morsa – czyli kość, znajdująca się w jego penisie – może mieć ponad 60 cm długości. W świecie zwierząt znaleźć można, rzecz jasna, hojniej obdarzone gatunki, ale pod względem długości bakulum mors deklasuje wszelką konkurencję.
A skąd mors bierze energię, aby wprawić w ruch swoje olbrzymie ciało? Z dna morskiego, gdzie z niebywałą skutecznością znajduje mięczaki i skorupiaki, stanowiące podstawę jego codziennej diety. Ponieważ morsy trzymają się rejonów przybrzeżnych, do dna mają stosunkowo blisko i zazwyczaj nurkują na najwyżej 80 m. Nie oznacza to jednak, że nie stać ich na więcej. Według doniesień Norweskiego Instytutu Polarnego, rekord głębokości osiągnięty przez morsy z okolic Svalbardu to 450 m, a rekordowy czas zanurzenia to aż 37 minut! Okazuje się też, że morsy są absolutnymi rekordzistami jeśli chodzi o czas aktywności. Badania dowodzą, że mogą pływać prawie bez przerwy przez ponad 80 godzin. I chociaż wiele zwierząt, w tym człowiek, wytrzyma bez snu przez podobną ilość czasu, jedynie morsy robią to regularnie, bez specjalnego wysiłku i powodu. Byle tylko porządnie się najeść.
I tu pojawia się kolejny listek do morsich laurów, a mianowicie ich legendarne wąsy, którymi pochwalić się mogą zarówno panowie, jak i panie. W przeciwieństwie do typowego męskiego zarostu, wąsy morsa, zwane fachowo wibrysami, to nie dekoracja, a silnie ukrwione i unerwione organy czuciowe, które porównać można do ludzkich palców. Ułożone na pysku morsa w regularnych rządkach, wibrysy, których łączna liczba waha się od 400 do nawet 700, zapewniają wspomaganie oczom i ułatwiają funkcjonowanie w ciemnościach oceanu. To właśnie z ich pomocą morsy lokalizują ukryte w dnie morskim przysmaki, które następnie wypłukują z mułu strzykając z nozdrzy wodą pod dużym ciśnieniem i wysysają z muszli bądź pancerzy przypominającym pompę próżniową pyskiem. Chociaż ulubionym pożywieniem morsa są małże, nie ma ich zwykle aż tyle, żeby całe stado mogło objadać się tylko nimi. Tym bardziej, że podczas jednego wypadu do podwodnej spiżarki, pojedynczy mors potrafi pochłonąć nawet 6000 sztuk! Niepohamowany apetyt tych zwierząt wynika z faktu, że ich dzienne zapotrzebowanie kaloryczne zaspokaja dopiero porcja mięsa będąca równowartością prawie 6% masy ich ciała, co dla średniej wielkości samca oznacza, bagatela, 60 kg. W rezultacie, mors je właściwie wszystko, co mu się nawinie: małże, krewetki, ślimaki, kraby, strzykwy, wszelkiego sortu robactwo morskie, a czasami – z rozpędu – kamienie. Po takim posiłku, całe stado obowiązkowo udaje się na sjestę, a że morsom nigdzie się z reguły nie spieszy, to i sjesta potrafi trwać przeszło tydzień.
W teorii, wibrysy morsa mogą mierzyć nawet 30 cm, ale w wyniku intensywnego użytkowania mocno się ścierają. Prawdziwie długimi wąsami mogą się więc poszczycić jedynie osobniki, które – tak jak ten na zdjęciu – żyją w niewoli. © Tambako The Jaguar (CC BY-ND 2.0)
Stado morsów atlantyckich podczas sjesty. Efekty dźwiękowe i zapachowe towarzyszące zazwyczaj takiej scenie wyraźnie świadczą o tym, że morsy zajęte są trawieniem. © Rob Oo-offline (CC BY 2.0)
Jeśli podstawowym narzędziem morsa są wibrysy, jaką rolę podczas żerowania pełnią kły? Okazuje się, że żadną, bo szczerbate osobniki są równie potężne i dobrze odżywione, co ich zębaci koledzy i koleżanki. Mors używa kłów jak czekanów, żeby wygramolić się z wody na lód. Służą mu też jako oręż w potyczkach z drapieżnikami. Przede wszystkim jednak, pozwalają łatwo ustalić hierarchię w stadzie, bo im większe masz kły, tym jesteś ważniejszy. Kły rosną morsom przez całe życie, osiągając z czasem – zwłaszcza u samców – nawet metr długości. Pod warunkiem, że nikt ich morsowi nie połamie. Chociaż zwierzęta te nie są z reguły agresywne, zdarzają im się drobne przepychanki, które w sezonie godowym mogą przybrać krwawy obrót. Dzieje się tak dlatego, że monopol na rozmnażanie mają tylko największe i najsilniejsze samce, co mniejszym i słabszym nie specjalnie się podoba. Regularnie testują one więc swoje możliwości, a mają o co walczyć, bo wygrany zgarnia nie jedną samicę, a cały harem. Walki morsów niosą jednak ze sobą spore ryzyko, bo połamane kły odrastają powoli, a odniesione rany bywają śmiertelne.
Połamane kły w końcu odrosną. Na razie jednak szczerbaty samiec nie ma raczej co liczyć na powodzenie u pań. © foilistpeter (CC BY-NC 2.0)
Morsy rzadko bywają agresywne, ale podpływanie do nich zbyt blisko to kiepski pomysł, bo zirytowane potrafią przebić ponton lub przewrócić kajak. Na baczności trzeba mieć się zwłaszcza przy samcach w porze godowej i samicach z młodymi. Na zdjęciu mors zdobiący jedną ze ścian w stolicy Kolumbii Brytyjskiej, w Kanadzie. © Lotus Johnson (CC BY-NC 2.0)
Ze względu na imponujący rozmiar ciał i kłów, morsy mają niewielu naturalnych wrogów. W wodzie, regularnie polują na nie jedynie orki i tych mors faktycznie powinien się wystrzegać. Na lądzie,
największe zagrożenie dla morsów stanowi niedźwiedź polarny, a raczej popłoch, jaki potrafi wywołać jego niespodziewana szarża. Gorączkowy exodus nieporadnych gigantów stwarza bowiem poważne ryzyko kontuzji, a nawet śmierci mniejszych, uwięzionych w tłumie osobników. Właśnie na taki efekt obliczone są prawdopodobnie ataki niedźwiedzi. Potyczki jeden na jeden zdarzają się rzadko i są zazwyczaj wyrazem brawury (bądź desperacji) atakującego, dla którego konfrontacja z dorosłym morsem może skończyć się tragicznie, zwłaszcza jeśli w ferworze walki obaj przeciwnicy znajdą się w wodzie. W rezultacie, przy odrobinie szczęście mors potrafi żyć nawet 40 lat, choć był i okres, kiedy mało któremu się to udawało. Pech chciał bowiem, że te same cechy, które przez tysiące lat zapewniały morsom względne bezpieczeństwo, stały się impulsem do rzezi, z której mors atlantycki o mały włos nie wyszedłby cało.
Samiec morsa atlantyckiego wylegujący się na przylądku Poolepynten na Svalbardzie. Morsy mają niewielu naturalnych wrogów, ale i tak w odpoczywającym stadzie zazwyczaj ktoś trzyma wartę. © Gary Bembridge (CC BY 2.0)
Mors zawsze pełnił ważną rolę w życiu rdzennych mieszkańców Arktyki, bo każdy osobnik stanowił potężny pakiet cennych surowców. Nie marnowało się właściwie nic. Mięso było ważnym składnikiem codziennej diety. Płetwy, uważane za przysmak, uświetniały ważne okazje. Z kłów i kości wyrabiano narzędzia i tradycyjne rękodzieło. Tłuszcz, którym napełniano lampy, dawał ciepło i światło. Grubą skórę wykorzystywano do krycia łodzi i wyrobu lin, a z wnętrzności szyto wodoszczelne parki. Morsy regularnie ginęły więc z rąk Inuitów, ale w ilościach, które w ogólnym rozrachunku nie narażały na szwank ich populacji. Na Svalbardzie natomiast, gdzie rdzennej ludności nigdy nie było, człowiek nie zagrażał im wcale. Aż do czasu, kiedy w XVII wieku pojawili się tam Europejczycy.
Najbardziej wyniszczającym dla morsów okazało się spotkanie z Pomorcami, którzy przybyli na Svalbard znad Morza Białego. Znajomość arktycznych warunków, myśliwski spryt i kompletny brak skrupułów sprawiały, że potrafili oni uszczuplić miejscową populację tych zwierząt o kilkaset osobników w ciągu zaledwie paru godzin. Strategię mieli równie prostą, co makabryczną. Podchodzili wylegującą się na plaży gromadę morsów od strony wody i zabijali osobniki leżące na skraju, uniemożliwiając w ten sposób sprawną ewakuację reszcie stada. A że stada mogły wówczas liczyć do tysiąca osobników, to i straty były ogromne. Wśród morsów, rzecz jasna, bo dla myśliwych był to czysty zysk. Mors, jak już wiecie, był źródłem wielu cennych surowców, z których w Europie najbardziej pożądane były kły, wykorzystywane do wyrobu ekskluzywnych bibelotów. Twardsze, bielsze i bardziej odporne na żółknięcie niż kość słoniowa, osiągały na europejskich rynkach zawrotne ceny. Trudno się więc dziwić, że morsy zaczęto wnet zabijać wyłącznie dla nich. Nie wiadomo ile morsów padło ofiarą europejskiej zachłanności, bo szczegółowych rejestrów nie prowadzono. Wiadomo natomiast, że kiedy w 1952 roku rząd norweski w końcu objął morsy ochroną, wybrzeża Svalbardu zamieszkiwała raptem setka niedobitków.
Podczas komercyjnych polowań bezlitośnie wykorzystywano gromadny tryb życia morsów i przywiązanie do raz wybranych plaż. Na zdjęciu stado morsów atlantyckich na Wyspie Nortbruk, położonej w należącym do Rosji archipelagu Ziemi Franciszka Józefa. © Dunk (CC BY-SA 2.0)
Dla „cywilizowanego” świata, najcenniejszą częścią morsa były jego kły. Myśliwi zabierali więc tylko głowy zabitych zwierząt, resztę porzucając na plażach. Zdjęcie przedstawia morsy pacyficzne, ale taktyka stosowana wobec ich atlantyckich kuzynów była taka sama. Beverly B. Dobbs, 1911 (domena publiczna)
Los svalbardzkiej populacji morsów wisiał na włosku przez kolejne dwie dekady, ponieważ zwierzę to jest rekordzistą w jeszcze jednej ważnej dziedzinie – ma najniższe tempo reprodukcji ze wszystkich żyjących współcześnie płetwonogów. Samice osiągają dojrzałość seksualną po około 6 latach, zazwyczaj jednak nie przystępują do rozrodu przez kolejne cztery. Samce zaczynają jeszcze później, bo chociaż większość z nich jest zwarta i gotowa już w siódmym roku życia, sztywna hierarchia w stadzie sprawia, że musi minąć co najmniej drugie tyle czasu, zanim będą w stanie wywalczyć sobie dostęp do samic. Zaloty odbywają się pod koniec zimy i nawet jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, pojedyncze morsiątko przyjdzie na świat dopiero kolejnej wiosny i pozostanie pod troskliwą opieką swojej morsiej mamy przez prawie 3 lata, co stanowi – zgadliście – kolejny rekord. Dopiero po takim czasie młody mors jest gotów przejść z diety mlecznej na mięsną i zacząć samodzielnie stawiać czoła wyzwaniom polarnego życia. I choć rodzeństwo przeważnie jest już wtedy w drodze, eksplozja demograficzna raczej morsom nie grozi, a odbudowa wyniszczonej populacji to zadanie na długie dziesięciolecia. Na szczęście, pozostawione w spokoju morsy radzą sobie całkiem nieźle, a ich liczba w okolicach Svalbardu stopniowo wzrasta. Według systematycznie prowadzonych analiz, w 2018 roku, liczebność populacji, którą norweski archipelag dzieli z rosyjską Ziemią Franciszka Józefa, wynosiła 5500 osobników, czyli o ponad 40% więcej niż jeszcze sześć lat wcześniej. I chociaż całkowita populacja morsa atlantyckiego to wciąż zaledwie cień ich dawnej świetności, powrót morsów na stare śmieci niewątpliwie skłania do optymizmu.
Tekst: Barbara Jóźwiak
Źródła:
Hacquebord, L. (2001). Three centuries of whaling and walrus hunting in Svalbard and its impact on the Arctic ecosystem. Environment and History, vol. 7(2), pp. 169–185 https://doi.org/10.3197/096734001129342441
Horton, J. (?) How walruses work [blog post]. HowStuffWorks: Animals https://animals.howstuffworks.com/mammals/walrus.htm
Kubny, H. (2022-04-07) Hunting ban helped the walrus on Svalbard. Polar Journal: Science https://polarjournal.ch/en/2022/04/07/hunting-ban-helped-the-walrus-on-svalbard/
Murray, A., Bradshaw, P. (2016) Earth’s greatest spectacles, Episode 2: Svalbard [TV documentary] https://www.dailymotion.com/video/x4cvpq4
Norwegian Polar Institute (?) Wildlife in polar regions: Walrus (Odobenus rosmarus) [blog post] https://www.npolar.no/en/species/walrus/
Pryaslova, J. P., Lyamin, O. I., Siegel, J. M., Mukhametov, L. M. (2009). Behavioral sleep in the walrus. Behavioral Brain Research, vol. 201(1), pp. 80–87 https://doi.org/10.1016/j.bbr.2009.01.033
Storå, N. (1987) Russian walrus hunting in Spitsbergen. Études Inuit Studies, vol. 11(2), pp. 117–137 https://www.jstor.org/stable/42869607
Szymborska, W. (2015) Wszystkie lektury nadobowiązkowe. Wydawnictwo Znak, Kraków
Vlessides, M. (2000-11-01) In Search of the Tooth Walker [blog post]. The National Wildlife Federation https://www.nwf.org/Magazines/National-Wildlife/2000/In-Search-of-the-Tooth-Walker